20200516 listonosz

Komornik listonoszem

Co prawda ta zmiana w postępowaniu cywilnym weszła w listopadzie 2019 roku, ale z uwagi na krótki czas jej obowiązywania i przestój w sądach spowodowany koronawirlsem nie miała okazji pokazać w praktyce swojego działania. Sprawa dotyczy osób fizycznych czyli konsumentów.

Mówimy o tzw. fikcji doręczenia, dotychczas funkcjonowała zasada (art 139 KPC) według której w przypadku braku możliwości osobistego doręczenia sądowej przesyłki poleconej pismo wracało na pocztę a adresat otrzymywał awizo, wzywające do podjęcia przesyłki w terminie 7 dni, następnie ten sam adresat (w przypadku nie podjęcia pisma) otrzymywał powtórne awizo a po upływie tego czasu pismo uważane było za doręczone.

Takie podejście, bardzo korzystne dla wierzycieli, rodziło całą masę niepożądanych skutków. Głównie polegały na tym, że nieodebrane nakazy zapłaty w postępowaniu upominawczym lub nakazowym (też wyroki zaoczne), z braku sprzeciwu lub zarzutów stawały się prawomocne a wierzyciel nadawał im klauzulę wykonalności, kierując sprawę do egzekucji przez komornika. Często dłużnik dowiadywał się o wyroku przeciwko niemu właśnie od komornika. Można zapytać, co w tym złego? Część nieuczciwych wierzycieli (głównie firm windykacyjnych) kierowała, poprzez sąd oczywiście, nakazy nie pod adres zamieszkania dłużnika a pod adres zameldowania czy wręcz pod adres, gdzie wierzyciel miał pewność, że dłużnika nie ma. Dopiero komornik ustalał np. z rachunków bankowych gdzie przebywa dłużnik i rozpoczynał egzekucję. W internecie możemy odnaleźć masę “porad”, co mam robić? nie pożyczałem, a dostałem pismo od komornika o wszczęciu egzekucji a nawet nie widziałem wyroku.

Ukrócenie tych praktyk polega na tym, że po zmianach w KPC, wobec osób fizycznych (konsumentów) zniesiono fikcję doręczenia. Polega to na tym, że jeśli pisma dłużnikowi nie doręczono przez pocztę, pozwanemu wcześniej nie doręczono w tej sprawie żadnego pisma i inne odrębne przepisy nie przewidują skutku doręczenia, to sąd zobowiązuje powoda aby w terminie dwóch miesięcy złożył w sądzie potwierdzenie doręczenia pozwu przez komornika, albo wskazania aktualnego adresu dłużnika czy udowodnienia, że pod podanym wcześniej adresem pozwany jednak mieszka.

Z jednej strony zmiana ta likwiduje potencjalną nieuczciwość wierzycieli a z drugiej strony pozwala dłużnikowi, równie nieuczciwemu, na szereg uników, pozwalających na uniknięcie postępowania sądowego lub co najmniej jego znaczące wydłużenie.

Zmiana ta nie dotyczy przedsiębiorców, zarówno spółek jak i działalności gospodarczych, tu istnieje obowiązek doręczenia pod adres wskazany we właściwym rejestrze, czyli głownie w KRS lub CEDIG, chyba, że przedsiębiorca wskazał inny adres do doręczeń.

20200512 rating

Upadłość konsumencka w BIK-u.

Owiane złą sławą w Polsce (może zasłużenie) Biuro Informacji Kredytowej S.A. istnieje od lat 90-tych, a zostało założone przez Związek Banków Polskich i inne banki. BIK zbiera, przetwarza i udostępnia dane dotyczące historii kredytowej wszystkich klientów banków, SKOK-ów oraz pozabankowych firm pożyczkowych. Te wszystkie informacje o kredytobiorcach i pożyczkobiorcach, a w szczególności terminy spłat, aktualne zadłużenie, solidność dłużnika udostępniane w BIK są wykorzystywane przez instytucje finansowe do zarządzania ryzykiem kredytowym. Potwierdzenie lub zaprzeczenie wiarygodności kredytowej konsumenta albo przedsiębiorcy ubiegającego się o kredyt czy pożyczkę znajdziemy właśnie w BIK, który przetwarza wszystkie informacje pozytywne i negatywne. Informacje dotyczące historii kredytowej potencjalnego klienta, pozyskane z BIK, są obecnie najważniejszym składnikiem analizy kredytowej konsumentów i przedsiębiorców.

Wielu kredytobiorców czy pożyczkodawców wie, że pozytywna decyzja dla ubiegających się o finansowanie zależy od trochę tajemniczego BIK scoring, który tworzy wiarygodność kredytową na podstawie porównania jednego profilu z profilami innych klientów. Jeśli profil potencjalnego klienta jest podobny do profilów osób spłacających terminowo swoje kredyty to ocena scoringowa jest wyższa. Odbywa się to w oparciu o algorytmy matematyczne, wykorzystujące dane dotyczące historii kredytowej a ta z kolei określa profil kredytowy klienta w czterech kategoriach: jakość kredytów, aktywność kredytowa, wykorzystanie limitów kredytowych i na końcu częstotliwość ubiegania się o kredyty. Zmian w bazie danych BIK-u mogą dokonywać tylko te podmioty, które udostępniły informacje a usunięcie historii z BIK dotyczy tylko kredytów spłaconych i zamkniętych, w których nie nastąpiło opóźnienie w spłacie powyżej sześćdziesięciu dni (informacje pozytywne). A teraz zła wiadomość dane negatywne są praktycznie nieusuwalne.

W przypadku osób fizycznych ich dane mogą być przechowywane aż do czasu całkowitego wywiązania się z ich zobowiązań, np. do całkowitej spłaty kredytu. Po tej dacie przetwarzanie tych danych przez BIK jest możliwe wyłącznie pod warunkiem uzyskania pisemnej zgody zainteresowanej osoby, którą to zgodę może w każdej chwili cofnąć. 

Trzeba pamiętać, że jeśli osoba fizyczna nie wywiązała się ze swego zobowiązania lub dopuściła się zwłoki powyżej 60 dni, a dodatkowo upłynęło co najmniej 30 dni od daty poinformowania tej osoby przez bank lub SKOK o zamiarze przetwarzania jej danych bez jej zgody to wtedy takie informacje BIK może przechowywać przez okres pięciu lat od dnia wygaśnięcia zobowiązania i nie ma żadnych możliwości usunięcia tych zapisów.

Informacja o ogłoszeniu upadłości będzie widniała w BIK przy zobowiązaniu objętym postępowaniem upadłościowym przez 10 lat. Po ogłoszeniu przez sąd upadłości nie można swobodnie zarządzać swoim majątkiem, a w szczególności podejmować działań, które mogłyby wpłynąć na zdolność dłużnika do wykonania planu spłat lub utrudnić zaspokajanie roszczeń wierzycieli. Bez zgody sądu dłużnik nie może wziąć kredytu, dokonywać zakupów na raty a zmieni się to dopiero po oddłużeniu bo nie ma żadnego przepisu, który zabraniałby bankom udzielania kredytów osobom, które doczekały oddłużenia w procesie upadłościowym i zakończyły wykonywanie planu spłat.

Obecna (od 2018) punktacja w BIK to oceny w trzech przedziałach: 80-100 ocena bardzo dobra, 60-80 ocena dobra, 00-59 zdolność kredytowa nie jest odpowiednia. Najważniejszy czynnik za który otrzymuje się największą liczbę punktów, bo aż 76% ogólnej oceny punktowej to terminowa spłata wcześniejszych zobowiązań. W powiązaniu z wpisem o upadłości nie możemy liczyć na ocenę powyżej 59 punktów, czyli nasza zdolność kredytowa nie będzie odpowiednia. Zmieni się to po 5 latach od ostatniego negatywnego wpisu, choć nadal przez kolejne 5 lat będzie informacja o upadłości. Banki różnie podchodzą do udzielania kredytów czy pożyczek upadłym, ale na pewno nie jest to zadanie łatwe do osiągnięcia przez dłużnika.

20200502 zegar

Bankructwo. Second life.

Upadłość konsumencka została stworzona z myślą o dłużnikach, którzy na skutek nieprzewidzianych i nieszczęśliwych okoliczności popadli w stan niewypłacalności, a więc nie są w stanie regulować swoich wymagalnych zobowiązań finansowych. Po ogłoszeniu upadłości życie wygląda zupełnie inaczej a to w konsekwencji dużych zmian, do których trzeba się przyzwyczaić i się z nimi pogodzić.

Przy ocenie wyboru drogi postępowania, jakim jest upadłość konsumencka, musimy pamiętać, że dłużnicy którzy sięgają po to rozwiązanie, już znajdują się w dramatycznej sytuacji finansowej. Trudno wyobrazić sobie inną sytuację, przecież nikt nie składa wniosku o upadłość, bo ma drobne opóźnienia lub kłopoty. Decyzja ta z reguły zapada po wszelakich próbach wyrwania się z koszmaru i niestety po kontaktach z różnego rodzaju „doradcami”, “tymi którzy mogą wszystko załatwić”, a nade wszystko komornikami.

Przyczyny, dla których ludzie znajdują się w takich życiowych sytuacjach są przeróżne, od całkowicie niezawinionych jak np.: mąż prowadzący firmę i utrzymujący rodzinę, który zginął w wypadku do całkowicie zawinionych jak np. hazard czy wszelkiego rodzaju uzależnienia. Między tymi skrajnymi przyczynami jest cała paleta sytuacji, wynikających z braku roztropności, lekkomyślności, chęci zabłyśnięcia w otoczeniu itd. Ważne jest to, że w Polsce ludzie ciągle boją się pomyśleć o upadłości konsumenckiej. Oczywiście nie jest to łatwa decyzja i jeszcze trudniejsza droga ale z pewnością lepsza od wiary w lepsze jutro, bo może coś się zdarzy, jakaś magiczna siła i łut szczęścia zgasi wszystkie kłopoty. Prawda zaś jest brutalna bo z reguły nic cudownego się nie zdarza a dłużnik popada w coraz większe kłopoty i niestety zwiększa stopień swojego zawinienia jeśli chodzi o doprowadzenie do stanu niewypłacalności, co później skutkuje konsekwencjami finansowymi w procedurze upadłości.

Sąd po złożeniu wniosku ma teoretycznie dwa miesiące na podjęcie decyzji, ale niestety jest to termin instrukcyjny. Prosta statystyka postępowań pokazuje, że musimy liczyć się raczej z oczekiwaniem, które potrwa 5 lub 6 miesięcy a czasem nawet dłużej. Niestety ochronę otrzymujemy dopiero po otwarciu postępowania. Stąd nie warto czekać, jeśli już dziś wiemy, że mamy skrajnie trudną sytuację, z której szanse wyjścia są bliskie zeru. Potem mamy całą procedurę likwidacji majątku, na którą syndyk ma teoretycznie 6 miesięcy, ale zależy to od zawartości majątku, jeżeli znajdują się w nim nieruchomości bądź przyjęte właśnie spadki z pewnością wszystko potrwa dłużej.

Gdy już zapadnie postanowienie, rozpoczyna się bardzo wolny i często niezrozumiały dla dłużnika proces. Celem syndyka w postępowaniu upadłościowym jest sporządzenie listy wierzytelności i likwidacja majątku dłużnika (poprzez sprzedaż) a na końcu sporządzenie planu podziału i podział uzyskanych funduszy między wierzycielami, co oznacza prawie w 100% przypadków jedynie częściową spłatę. Wtedy sąd kończy postępowanie, a w przypadku, gdy po likwidacji masy kwota wierzytelności pozostaje znaczna, ustala plan spłat. Dłużnik przez maksymalnie 36 miesięcy musi płacić określoną przez sąd kwotę wierzycielom, ten czas może ulec wydłużeniu do 84 miesięcy, jeśli sąd uzna, że dłużnik przyczynił się do stanu niewypłacalności lub go pogłębił. Stąd nie warto czekać z decyzją bo w skrajnie złym przypadku oznacza to dodatkowe 4 lata spłacania wierzycieli.

Jeśli w czasie trwania upadłości lub po ustaleniu spłaty dłużnik pracuje osiągając dochody (nie ma znaczenia czy to umowa o pracę czy inna forma zatrudnienia) syndyk zabierze połowę wynagrodzenia. Największym problemem dla upadających dłużników okaże się z pewnością przewlekłość likwidacji majątku. Nierzadkie są przypadki, że z zupełnie prozaicznych przyczyn syndyk zamiast 6 miesięcy potrafi “działać” 36 miesięcy. Dlatego dobrze aby mieć wsparcie doradcy restrukturyzacyjnego, który z pewnością niczego cudownie nie przyśpieszy ale będzie monitował syndyka i usuwał z jego drogi rzeczywiste i “wymyślone” przeszkody. Oczywiście nie może działać za niego, ale życie bywa przewrotne. Starczy, że brakuje jakiegoś dokumentu i już mamy gotowy powód zwłoki, czasem trzeba załatwić zgodę wspólnoty mieszkaniowej albo dogadać się z najemcą, a syndykowi zajmuje to masę czasu. Jeśli dobrniemy do końca to sąd zakończy postępowanie albo umorzeniem pozostałych wierzytelności albo ustaleniem planu spłaty.

To jest moment, w którym dłużnik może zacząć oddychać pełniej. Musi co prawda pamiętać o swoich obowiązkach: spłacie rat, sprawozdaniach do sądu i o wcześniejszym zawiadamianiu o niemożności spłaty lub wykonania innego nałożonego obowiązku bo brak takiego działania może przynieść drakońskie konsekwencje.

Na koniec dłużnikowi przyjdzie zmierzyć się z tzw. “opinią” środowiska, trudnością w znalezieniu pracy, ostracyzmem itp. itd. Nie zmienia to postaci wcale konieczności podejmowania decyzji o upadłości jak najwcześniej. Powód? Prosty – jeśli nie spłacasz długów i prześladuje się komornik i wierzyciele i tak spotyka się “słuszna krytyka” środowiska ale twoja sytuacja nie zmierza ku lepszemu. Z upadłością masz tą samą “słuszną krytykę” ale również szansę na nowe życie.

20200427 koronawirus

Co będzie po pandemii?

Jaki będzie świat po pandemii, która dotknęła w zasadzie wszystkich aspektów życia gospodarczego, społecznego, rodzinnego i osobistego. Tu pojawia się problem pierwszy: kiedy będzie po pandemii – może za kilka tygodni, może po kolejnej jesiennej fali, może po odkryciu i upowszechnieniu szczepionki a może kiedy znajdziemy lekarstwo czy wreszcie może kiedy zmęczeni sytuacją zaczniemy COVID-19 traktować ja grypę: była, jest i będzie. Problem drugi to co będzie po pandemii skoro nawet nie wiemy kiedy się skończy a nawet najbardziej znani analitycy wypowiadają się z niezwykłą ostrożnością. Tym bardziej, że skutki są wszechstronne i ucierpi nie tylko gospodarka ale każdy aspekt naszego życia. Za mało danych na odpowiedź a jedyna właściwa brzmi: nie wiem. Choć dostępnych “proroków” można podzielić na dwie grupy przewidujące albo ścieżkę pozytywną (zawsze się podnosiliśmy) albo negatywną (gorzej już nie będzie). Przeciwstawiamy wzrost i wzmocnienie upadkowi i destrukcji. Będzie jak zwykle po fakcie odnajdziemy “proroka”, który miał rację. Pytanie jedynie brzmi: miał rację co do apokalipsy, czy miał rację twierdząc, że co nas nie zabije to nas wzmocni (choć to ostatnie brzmi przewrotnie).

Zmagamy się nie tylko z zagrożeniem zdrowia i życia, ale stoimy też przed realną perspektywą zapaści gospodarczej. Komunikat władzy do społeczeństwa płynie tylko jeden, z każdej strony politycznej – mamy zagrożenie i jak nie będziemy siedzieć w domu to dojdzie do tragedii. Jeszcze nie ukazało się nam nawet światełko w tunelu pandemii, a martwimy się skutkami ekonomicznymi po jej zakończeniu. Na podstawie obserwacji stanu stosunków amerykańsko-chińskich można śmiało twierdzić, że pandemia stała się, celowo czy nie, elementem walki o władanie światem, a to wprowadza kolejną niewiadomą do równania, które ma ich zbyt wiele.

Warto zastanowić się nad tym, czy epidemia koronawirusa odegra rolę w historycznych zmianach. Wiemy, że wywoła recesję i osłabienie światowej gospodarki choć część ekspertów twierdzić, że recesja będzie krótkotrwała w przeciwieństwie do tej z 2008 roku. Zarazy zawsze przynosiły wielkie zmiany. Czy COVID-19 jest na tyle straszny aby je spowodować? “Czarna śmierć” z XIV wieku przewróciła średniowiecze i feudalizm, przynosząc odrodzenie. Koronawirus nie jest tak dewastujący jak “czarna śmierć” ale taki czynnik może być języczkiem u wagi w walce neoliberalizmu, globalizmu i obecnych tarć w międzynarodowym porządku dzisiejszego świata. Można żywić obawę, że otwarcie polityczne i społeczne straci na atrakcyjności a czeka nas powrót do polityk z nurtu izolacjonizmu i populistycznych państw narodowych.

Jest też iskra nadziei, że sama pandemia i jej skutki dadzą wszystkim do myślenia jak bardzo obecnie świat jest powiązany politycznie, społecznie, kulturowo i gospodarczo. Nic bardziej niż Wuhan nie uświadamia w XXI wieku “efektu motyla”. Czy ta świadomość będzie przyczynkiem nowego ładu? Lepszego ładu?

20200420 linie

Linie lotnicze ofiarą pandemii

Można już z całą pewnością stwierdzić, niezależnie od ostatecznego rozwiązania sytuacji, że linie lotnicze są jedną z większych ofiar obecnego kryzysu a zarazem są wielkim problemem dla poszczególnych państw w przypadku linii narodowych przewoźników. Pandemia koronawirusa SARS-COV-2, do końca maja, może doprowadzić do bankructwa większość linii lotniczych na świecie.

Wszyscy wiemy, że ruch lotniczy właściwie zamarł, a linie lotnicze z uwagi na nagłe i przymusowe zawieszenie ruchu znalazły się na skraju bankructwa. Przewoźnicy szybko wyczerpują rezerwy gotówki, a ich samoloty są na dobre uziemione i nie zarabiają. Jeśli linie mają przetrwać konieczne są skoordynowane działania rządów w celu zażegnania bankructw. W przeciwnym wypadku wyjście z nieuchronnego kryzysu potrwa dłużej. Większość przewoźników nie przetrwa bez pomocy państw, a powrót do latania będzie obwarowany albo zastrzykiem gotówki w ramach pomocy publicznej albo wsparciu finansowemu właściciela. Flybe, największa linia lotnicza w Europie wykonująca loty regionalne, już upadła, a to dopiero początek. Międzynarodowe Stowarzyszenia Transportu Lotniczego oblicza, że linie stracą ponad 100 miliardów dochodu, którego nie będą w stanie w żaden sposób odrobić.

O tym na jak długo loty pasażerskie będą zawieszone, decydują poszczególne linie lotnicze a często również rządy poszczególnych państw. Większość linii lotniczych zakłada, że taki stan rzeczy potrwa do kilka miesięcy i w zależności od sytuacji będzie stopniowo odtwarzać siatkę swoich połączeń. W mediach społecznościowych przybywa zdjęć pasażerów, którzy podróżowali pustymi maszynami. Zgodnie z obowiązującymi w Europie przepisami odwołanie lotu może skutkować utratą przez przewoźnika praw startów lub lądowania o tej samej godzinie w kolejnym sezonie. Dany termin wraca do puli i może być wykorzystany przez inne linie lotnicze. To tzw. zasada use it or lose it (korzystaj lub trać). Dlatego przewoźnicy mimo strat podejmują puste loty wbrew ekonomii i środowisku.

20200414 rzesza

Tarcza antykryzysowa w ujęciu historycznym :)

“Tarcza antykryzysowa” i jej sukces w III Rzeszy jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych i nieprawdziwych “faktów” historycznych. Czyli już 90 lat temu mieliśmy do czynienia z “fake newsami”. W istocie niemiecki cud gospodarczy lat 30-tych XX wieku to wierutna bzdura a ówczesny kanclerz Adolf Hitler doprowadził gospodarkę na skraj bankructwa.

Jedną z oznak “sukcesu” miał być spadek liczby bezrobotnych z około 6 milionów w roku 1932 do około 1,6 miliona w 1935 roku. Ciekawostka dotyczyła również podatków ponieważ w latach tuż po objęciu władzy, czyli 1933-1935 skarb państwa zanotował rzekomo 25% wzrost wpływu podatków przy jednoczesnym zmniejszeniu świadczeń dla bezrobotnych.

Niemal wszyscy wiemy, że w tym czasie Niemcy również rozpoczęły wielką akcję robót publicznych, które miały podnieść gospodarkę z ruiny wielkiej depresji. Od 1933 do 1939 Rzesza wydała równowartość dzisiejszych 450 miliardów euro, co stanowiło 300% rocznych wpływów do budżetu. Pieniądze brały się z zadłużenia a limit wydatków już w pierwszych dwóch latach rządów został przekroczony trzykrotnie.

Polityka ta doprowadziła państwo na skraj bankructwa już w 1937 kiedy budżet świecił pustkami a jednocześnie wielkimi krokami zbliżał się czas spłaty zadłużenia. Wiemy z historii do czyich kieszeni sięgnęło ówczesne państwo niemieckie, co nie uratowało sytuacji na dłuższą metę. Wtedy rozwiązaniem stała się wojna ww celu aneksji kolejnych terytoriów.

Bez żadnego porównania naszych rządów do ówczesnych niemieckich, mechanizm pozostał ten sam. Niekontrolowane i źle skierowane wydatki, rzekome zwiększone wpływy z podatków, recesja gospodarcza zawsze są kursem na górę lodową. A jak będzie u nas?

20200412 windykacja czy

Windykacja czy wniosek o upadłość?

Już od dawna wierzyciele, szczególnie ci grający nie do końca fair z dłużnikiem składają tzw. windykacyjne wnioski o ogłoszenie upadłości, które w swojej istocie zakładają nic więcej jak tylko szybką zapłatę ze strony dłużnika.

Jak wszyscy dobrze wiemy upadłość ogłasza się w stosunku do dłużników, przede wszystkim przedsiębiorców, którzy stali się niewypłacalni a pojęcie niewypłacalności szczegółowo reguluje Prawo Upadłościowe. Wniosek o ogłoszenie upadłości może zgłosić dłużnik, jak i każdy z jego wierzycieli osobistych, czyli ogłoszenie upadłości może więc nastąpić na skutek działania wierzyciela, a wbrew woli dłużnika a często bez rzeczywistych przesłanek do ogłoszenia upadłości.

Dlatego wierzyciele niekiedy decydują się na złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości, który ma jedynie skłonić dłużnika do uregulowania należności, a w konsekwencji uniknięcia upadłości?

Sprawa wcale nie jest tak oczywista jakby się zdawało, ponieważ różnica dotyczy jak zwykle pieniędzy. Za złożenie pozwu należy uiścić opłatę stałą (po zmianach w KPC) wynoszącą zwykle około 5 proc. wartości przedmiotu sporu ale nie więcej niż 200 tyś. złotych. Z kolei opłata sądowa od wniosku o ogłoszenie upadłości wynosi 1000 zł, a zaliczka na poczet wydatków w postępowaniu o ogłoszenie upadłości obecnie 5148,07 złotych. Dodatkowo w przypadku dochodzenia dużych należności (powyżej 150 000 złotych) zwyczajny proces może więc okazać się znacznie droższy niż wszczęcie postępowania upadłościowego. Dla wierzyciela dodatkową zaletą złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości jest to, że majątek dłużnika ulega zabezpieczeniu nieomal automatycznie. W normalnym procesie dłużnik może stosować różne sztuczki w celu ochrony majątku i uniknięcia zapłaty nawet prawomocnego wyroku a w postępowaniu upadłościowym jest to o wiele bardziej skomplikowane. Nie do przecenienia jest również presja na dłużnika, który chcąc ocalić własne przedsiębiorstwo powinien jak najszybciej dogadać się z wierzycielami ponieważ informacja o upadłości nikomu w biznesie jeszcze nie pomogła.

Prawo upadłościowe niby ma regulacje, które z założenia mają zniechęcać wierzycieli do składania wniosków będących w istocie windykacyjnymi straszakami ponieważ sąd oddali wniosek o ogłoszenie upadłości złożony przez wierzyciela, jeżeli dłużnik wykaże, iż wierzytelność ma w całości charakter sporny, a spór zaistniał między stronami przed złożeniem wniosku o ogłoszenie upadłości. Cóż z tego skoro często wystarczy nie odpowiedzieć na jedno przedsądowe wezwanie do zapłaty, żeby trudno było udowodnić, że spór zaistniał przed złożeniem wniosku o upadłość. Poza tym według Prawa Upadłościowego musi istnieć obiektywna podstawa sporu a nie tylko niechęć lub niemożność zapłaty.

Dla samego dłużnika już tylko zagrożenie złożenia wniosku o upadłość (choć taka groźba jest bezprawna) może być groźna bo Prawo Upadłościowe przewiduje, że wykonanie przez dłużnika zobowiązań wobec wnioskodawcy po złożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości nie ma wpływu na dalszy bieg postępowania. Sąd może uznać cofnięcie wniosku o ogłoszenie upadłości za niedopuszczalne, jeżeli prowadziłoby to do pokrzywdzenia wierzycieli.  W przypadku złożenia przez wierzyciela wniosku w złej wierze, sąd oddalając wniosek o ogłoszenie upadłości, obciąży wierzyciela kosztami postępowania i może nakazać mu złożenie publicznego oświadczenia odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie choć jeśli wierzytelność istniała a dłużnik jej nie zaspokoił w ciągu 90 dni od dnia wymagalności to udowodnienie złej wiary jest praktycznie niemożliwe.

Ciekawe czy w obecnych czasach zaciskania pasa wnioski o upadłość nie staną się popularniejszym niż zazwyczaj środkiem windykacyjnym?

20200410 kleska

Stan klęski żywiołowej – szansa?

Od długiego czasu toczą się wszędzie dyskusje dotyczące wprowadzenia bądź nie stanu klęski żywiołowej. Dyskutują o tym politycy partii rządzącej z politykami opozycji, dyskutują o tym przesiębiorcy wielcy, duzi i zupełnie mali, mówią o tym prawnicy niezależnie od prowieniencji politycznej. Nawet przeciętni zjadacze chleba mają swoją opinię w temacie wprowadzenia stanu klęski żywiołowej i powodów prawdziwych bądź wydumanych dlaczego nasz rząd tego nie robi. Postarałem się ten temat rozwikłać i sprawdzić czy wprowadzenie tego stanu cokolwiek by nam dało? (oczywiście w miarę swoich skromnych możliwości).

Główną przyczyną braku wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, rzekomą bądź nie, jest podobno fakt, że Skarb Państwa świeciłby pustkami po serii roszczeń odszkodowawczych ze strony oczywiście i przede wszystkim zagranicznych koncernów ale też polskich dużych firm, które stać na renomowane kancelarie prawne i koszty postepowań sądowych.

Sytuacja wcale nie jest taka oczywista mimo pozornie jasnych przepisów ustawy z 2002 roku o wyrównaniu strat majątkowych. Ustawa jest króciutka (ewenement w polskiej rzeczywistości) i znajdziemy tam przepis, że odszkodowanie należy się każdemu kto poniósł stratę majątkową w wyniku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Mamy w ustawie też tryb składania wniosku o odszkodowanie a nawet jego prosty wzór.

Potencjalne odszkodowanie miałoby obejmować wyrównanie straty majątkowej (bez korzyści, które mógłby wnioskodawca osiągnąć), które poszkodowany mógłby osiągnąć gdyby strata nie powstała. Dobre jest to, że przepis o odszkodowaniu jest a oczywiście złe jest to, że decyzję podejmuje wojewoda. Jasne zupełnie jest to, że wojewoda, jako przedstawiciel rządu w terenie albo nie będzie chciał przyznawać odszkodowań albo będzie je przyznawał na podstawie własnego widzimisię.

Musimy też pamiętać o modus operandi partii rządzącej. Jeśli jest zła ustawa, to przecież można ją zmienić i to w ciągu 24 godzin plus 30 dni, które powstaną w wyniku “obstrukcji” senatu. Ale zmiany z pewnością weszłyby w życie, a że dotyczą praw nabytych? Nie takie rzeczy ustawodawca w ostatnim czasie robił. Zupełnie irracjonalne jest zasłanianie się tym faktem przez rząd skoro inne niewygodne ustawy zmienia seryjnie i to potrzebnie lub nie, w trybie i bez trybu.

Zasadne byłoby zakończenie jałowej zupełnie dyskusji i wpisanie do tarczy antykryzysowej 2.0 lub 3.0 lub jakiegokolwiek innego numer z kropką i zerem na końcu opcji odszkodowań dla najbardziej poszkodowanych przedsiębiorców, co w 100% spowodowałoby w polskiej rzeczywistości sądowej zupełną blokadę żądań dużo wyższych odszkodowań od Skarbu Państwa. Jak będzie? Zobaczymy.

20200407 jajo upadlosc

“Wielkanocna upadłość” – na wesoło

Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych zastanawiałem się nad zmianami w upadłości, które zafundował nam ustawodawca. Część tych zmian weszła w życie 24 marca 2020 roku i przyszłość pokaże czy okażą się poprawą losu dłużników czy może wręcz odwrotnie. Jak z każdą zmianą, można domyślać się jej realnych przyczyn co wcale nie oznacza, że nie utworzą się “stronnictwa” w uproszczeniu dzielone na zadowolonych i niezadowolonych. Powstaną też jak wiemy doskonale teorie spiskowe. Właśnie chciałbym zapoczątkować jedną z teorii spiskowych. Kto wie może się rozpowszechni.

Na moje oko za wszystkim stoi lobby bankowe, które jak wiemy ma wpływ ma wszystko. Czy wiecie, że w nowym przekładzie modlitwy “Ojcze nasz” nie ma win i winowajców. Są za to długi i dłużnicy, zgodnie z greckim tekstem Ewangelii. Tekst pochodzący z Ewangelii według św. Mateusza zawiera tekst Modlitwy Pańskiej (Modlitwa Pańska (Mt 6, 9–13) tłumaczenie Nowego Testamentu opracowane z inicjatywy Towarzystwa Świętego Pawła) – nasze polskie “Ojcze nasz”. Chrześcijanie w Polsce powtarzają zgodnym chórem za katechizmem i nauczaniem religii “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom“. W nowym tłumaczeniu Ewangelii według św. Mateusza na grekę słowa te brzmią: “I daruj nam nasze długi, jak i my darowaliśmy naszym dłużnikom“. W konekwencji w tekście greckim, a przekład ten został dokonany z języków oryginalnych mamy długi i dłużników, nie winy i winowajców.

Ewangelię według św. Mateusza wspiera w tym zakresie również Stary Testament, gdzie znana była zasada, że co każde 50 lat (czyli w Rok Jubileuszowy) wszystkie długi były umarzane. (Księga Kapłańska 25, 8-17 i nn.) Był to rok, w którym wyrównywano społeczne nierówności, a każdemu dłużnikowi umarzano długi.

No i proszę lobby bankowe zadziałało skutecznie, nawet “Ojcze nasz” potrafiło zmienić. Co zatem mogą zrobić dłużnicy, skoro banki są w stanie doprowadzić do takich zmian w kulturze chrześcijańskiej.

PS. Powyższe przemyślenia autora proszę taktować z przymrużeniem oka, choć tradycja Roku Jubileuszowego jest niezwykle atrakcyjna.

20200403 koronawirus upadlosc

Upadłość w czasach COVID-19

Czasy dla biznesu nastały trudne. Sytuacja wywołana koronawirusem COVID-19 z całą pewnością przyniesie fatalne skutki dla gospodarki. One zaś z kolei przełożą się na sytuację przedsiębiorców, z których jakiś odsetek będzie zmuszony sięgnąć do przepisów Prawa Upadłościowego lub Prawa Restrukturyzacyjnego.

Aby uniknąć upadłości kluczowa jest płynność finansowa przedsiębiorców. Niestety pomoc rządu tego zadania nie ułatwia. Tarcza antykryzysowa w wersji 1.0 nawet ze zmianami na za wiele nie pozwala. Planowana tarcza antykryzysowa 2.0 jest ciągle planowana i mimo tego, że wygląda w projekcie lepiej to trudno zgadnąć jaki będzie jest ostateczny kształt i kogo z potencjalnej pomocy wykluczy. Do 31 marca 2020 roku w Monitorze Sądowym i Gospodarczym opublikowano 9.227 ogłoszeń w związku z toczącymi się postępowaniami upadłościowymi z czego 2.071 dotyczyło upadłości konsumenckiej. Na koniec 2019 roku w MSiG było 35.777 ogłoszeń w tym 7.994 o upadłości konsumenckiej. Proste działania matematyczne wskazują, że do 31 marca 2020 radykalnego wzrostu ogłoszeń brak. Z pewnością nie ma jednak powodu do optymizmu. Po pierwsze sądy działają z dużymi opóźnieniami i od czasu ograniczeń wprowadzonych przez rząd nie na 100% swojej zwyczajowej normy. Po drugie fala upadłości dopiero się zacznie.

Poza kwestiami finansowymi i płynnościowymi dostrzegam w tarczy antykryzysowej 1.0 i nie widzę w projekcie tarczy antykryzysowej 2.0 zasadniczych kwestii dotyczących wszystkich przedsiębiorców:

  • nie zniesiono (i nie ma takiego planu) obowiązku złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości w terminie 30 dni od dnia powstania stanu niewypłacalności,
  • nie zniesiono (i nie ma takiego planu) zmiany odpowiedzialności członków zarządu za zobowiązania podatkowe i cywilnoprawne spółki,
  • nie zniesiono (i nie ma takiego planu) zmiany odpowiedzialności karnej m.in.: zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, zakaz pełnienia funkcji w organach spółki.

Cóż nam pozostaje? Apelować o potrzebne zmiany? Z pewnością. Problem opisany powyżej nie dotyczy tylko dużych spółek prawa handlowego. Samozatrudnieni świadczący usługi w formacie B2B są najbardziej narażeni na utratę płynności. Cały mały biznes zamarł a obowiązki pozostały. Obowiązek złożenia wniosku upadłościowego i kary za jego niewykonanie nadal są a nasi rządzący zdają się o tym nie myśleć. Epidemia w końcu minie, sądy wezmą się do pracy na wnioski wierzycieli i czy wtedy sądy orzekające będą pamiętać o sytuacji marzec/kwiecień 2020 oraz braku racjonalnego działania ustawodawcy? Ja szerze w to wątpię.